22 listopada 2014

Beniaminkowa rozgrzewka. Gol bez oddania strzału? Mozna?! Mozna!

Po przerwie długiej jak reklamy w Polsacie, piłkarze powrócili ze zgrupowań
reprezentacyjnych do swoich klubów. Dzisiaj chcę napisać o meczu rozegranym
przez Real Madryt i wspomnieć o tym co na boisku wyczyniała FC Barcelona.

Choć opowieści o legendarnym już #wirusieFIFA jest chyba więcej niż odcinków
Mody na sukces, to przyznać muszę, że tym razem był on dość łaskawy dla
piłkarzy Carlo Ancelottiego. Kontuzję złapał TYLKO jeden piłkarz, ale AŻ
Luka Modric. Jest to niewątpliwie wielka strata dla Realu, ale szczęśliwie
ma kto zastąpić Chorwata na zajmowanej przez niego pozycji. Dzisiaj mogliśmy się
o tym przekonać, gdy na boisko wbiegł ISCO. Zacznijmy od początku...
Eibar... Beniaminek La Liga nie mógł szczególnie zagrozić Królewskim, co dało
się wyczuć w spokoju jaki na początku spotkania prezentowali piłkarze Realu Madryt. Zaskoczyć mogła ich jednak dobrze zorganizowania obrona przeciwnika, a także próby atakowania bramki Ikera Casillasa. Okazało się jednak, że to nie wystarczy... W 23. minucie do bramki trafia James Rodriguez, w 43. minucie CR7, w 69. Benzema, no i w 83. ponownie CR7. Eibar choć ambitnie próbował, to nie ustrzelił choćby jednego gola. Cristiano Ronaldo, zwany przez niektórych Penaldo trafia w kolejnym już meczu La Liga śrubując tym samym swój rekord. Liczba jego trafień w tym sezonie jest prawdopodobnie większa od ilości czytelników tego bloga, zatem pozostaje mi tylko pogratulować i życzyć powodzenia w dalszych rozgrywkach! Można mówić o nim różnie... Że Krystyna, Że Penaldo, ale to musi imponować... Reszta piłkarzy klasycznie rozegrała bardzo dobry mecz, na boisku pojawił się nawet wracający po kontuzji Fabio Coentrao, który mam nadzieję zagra jak najdłużej. Mecz kończy się wynikiem 4:0.

No tak chciałem jeszcze napisać o Barcelonie. Tutaj trochę krócej. Spodziewałem
się zaciętej walki ze strony Sevilli. Jednak Messi, który pozazdrościł Milikowi
jego trafienia w meczu ze Szwajcarią, trafia do bramki przeciwnika z rzutu wolnego. Pobija tym samym swój wymarzony rekord, który blokował go od kilku spotkań. Przyznaję... Już wtedy straciłem ochotę na oglądanie tego meczu, bo wiedziałem jak to się skończy. Dużo się nie pomyliłem. Za chwilę gola strzela kolejny piłkarz Barcelony.. A nie chwileczkę, trafił on nie do tej bramki co powinien. Sevilla remisuje 1:1 choć do tego momentu nie oddała żadnego strzału na bramkę Bravo. Można?! Można! To zmobilizowało chłopaków z Katalonii, którzy szturmem zaatakowali bramkę portugalskiego bramkarza Beto. Messi trafił jeszcze dwukrotnie śrubując swój rekord, Sevilla nie stworzyła już chyba poważniejszego zagrożenia, a mecz kończy się wynikiem 5:1. Jednostronne spotkanie, choć moim zdaniem na pochwałę zasługuje Krychowiak, który w hiszpańskim klubie sprawdza się chyba lepiej niż w naszej reprezentacji.

Powrót do La Liga udał się obu klubom jak niedzielny obiad u babci, a już we wtorek wracamy do rozgrywek w Lidze Mistrzów. Choć Real zapewnij już sobie wyjście z grupy, to osobiście czekam na kolejną goleadę. Mam nadzieję, że mnie nie zawiodą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz